MARSZ CYKLISTÓW
Baczność! Nasz kapitan woła,
Raz, dwa, trzy – siadać na koła!
Już jedziemy,
Już pędzimy
Naprzód, naprzód, w dal!
Trąbka gra nam tra-ta-ta-ta!..
Jedź cyklisto w kraniec swiata!
Zawsze dzielny ciałem, duchem,
Bądź sprężystym, śmiałym zuchem!
W Buenos Aires władze zamknęły lokal miejscowego klubu „Union Velocipedique Argentine”, okazało się bowiem, że był to nie przybytek sportu, lecz...jaskinia gry. U. V. A. należał do międzynarodowego związku cyklowego, skąd został, rzecz prosta, na skutek powyższego skandalu wykreślony.
„Sport” 21 grudnia 1902 r ( 3 stycznia 1903 r )
Na szosie pomiędzy Sttoterheim a Ilvewrsgehofen w połowie lipca, dwaj cykliści wyścigowcy, Kritzman i Keller, trenując się mijali powóz obywatela ziemskiego L. Karsta, gdy w tem niespodzianie jeden z koni wystraszony uderzył kopytem w twarz Kellera. Uderzony cyklista stoczył się z roweru, demontując w upadku maszynę. W rezultacie wszczętej stąd sprawy skazano obu cyklistów na karę 6 marek każdego. Jako motyw w wyroku sąd przytoczył: po 1-sze cykliści za prędko jechali; po drugie nie sygnalizowali dzwonkiem przejazdu i po 3-cie mijali powóz z strony lewej, a nie prawej, jak tego wymagają przepisy niemieckie. Epilog tej sprawy rozegrał się dopiero przed kilku dniami. W apelacji okazało się, że cykliści zamiast dzwonka używali pneumatycznej trąbki, przepisanej dla samochodów, i że tempo ich nie przenosiło 15 – 20 km na godzinę, co nie należy do zbytniej szybkości. Gdy przy tem Karst potwierdził, że jest głuchy na prawe ucho, a znów stangret, plącząc się w odpowiedziach, zeznał, że oglądał się mimo woli na cyklistów, sąd apelacyjny uwolnił ich od odpowiedzialności.
„Sport” nr 2 z 28 grudnia 1902 r ( 10 stycznia 1903 r. ).
„Eks – Wyścigowiec”
( Artykuł archiwalny )
Gawędy starego cyklisty
Niezbyt odległej przeszłości sięgają moje wspomnienia, bowiem i sport cyklowy nie tak dawno u nas się upowszechnił . Po forsownym jednak przełomie, jaki uczyniły rowery i pneumatyki, na dawne nasze wysokie bicykle, o pełnych wąziutkich gumach, patrzymy obecnie jak na jakieś przedpotopowe zabytki i dlatego też wspomnienia do tych czasów się odnoszące, również staremi sie być wydają.
Mimo to my, starzy cykliści, którzy rozpoczynaliśmy służbę w kolarskich szeregach, na tych właśnie dziś pogardzanych mamutach, z przyjemnością wspominamy te czasy, być może dlatego, że umiejętność dosiadania stalowego rumaka nie przychodziła w sposób tak łatwy jak obecnie, lecz okupić ja trzeba było nie lada mozołem, a często i bolesnemi sińcami, przed któremi to trudnościami cofali się mniej odważni i wytrwali, pozostawała sie zaś tylko garstka tych, którzy ze stoicyzmem i zaparciem siebie, ogniową tę próbę przejść zdołali.
Nieliczna ta garstka składała się zatem ze szczerych miłośników nowo przyswojonego sportu i ożywiona była duchem jedności koleżeńskiej, jakiej w dzisiejszych postępowych czasach, przy wzroście liczebnym zwolenników koła, nawet pośród członków jednego i tego samego klubu, doszukać się trudno.
Początki kolarstwa – drezyna Drais'ego
W bibliotece Królewskiego Towarzystwa Umiejętności w
Getyndze znajduje się oryginalny dokument, dotyczący maszyny kołowej (
drezyny Drais'ego ). Ciekawy ten dokument jest listem Freicherra von
Drais”a, datowanym a Mannhaim, a w którym Drais zawiadamia wyżej
wzmiankowane towarzystwo o wynalezionej przez siebie „maszynie kołowej”.
Oto treść listu:
Do prześwietnej Akademii Umiejętności! Komunikuję prześwietnej Akademii Umiejętności przy niniejszym opis wynalezionej przeze mnie „maszyny kołowej” z uprzejmą uwagą, że pragnę utrzymać w Królestwie Hanowerskiem patent wynalazku, celem wyłącznego użytkowania swej maszyny na wszystkich publicznych drogach i placach. Załączam wyrazy mojego najgłębszego uszanowania – Freiherr von Drais”.
Kontakt z Redakcją: g.wojciechowski.slowo@wp.pl